niedziela, 13 stycznia 2013

i lost my holy spirit

Hola chicos, właśnie tak się milutko złożyło, że przed sekundką wróciłam ze studniówki. Trochę się działo. Więc może zacznę od początku.

Początek był taki, że Perpetty w ogóle postanowiła iść. Po latach złorzeczenia na poziom imprez szkolnych, stwierdziła, że dość już tego obrażania się na cały świat, który wszelkie moje fochy i tak miał zawsze w dupie, zwłaszcza, że każdej skrajnie przekornej i nonkonformistycznej decyzji zazwyczaj po jakimś czasie żałowałam. Zatem postanowione: Perpuś pójdzie, choć nie ma z kim.

Mózg mi nie pracuje, więc streszczę resztę myślosłowokotokotoku:
Było zajebiście, zajebista atmosfera, zajebiste towarzystwo, zajebista zabawa, zajebisty pieczony prosiak, zajebiste grono pedagogiczne, zajebisty catering, zajebisty disk dżokej, zajebisty gangnam style, zajebisty swing. Tylko, że Ducha Świętego zgubiłam. Serio. Dostaliśmy takie małe, słodkie Duszki i oczywiście Perp już swojego nie ma.

Przy okazji ostatecznie przekonałam się, że nikt mnie nie polubi na studiach, albowiem nie czuję się dobrze w klubach. Moje after party trwało aż siedem minut. Może jestem osiemnastoletnią babcią, czy nie wiem kurwa, ale ze mną to jest tak: lubię piwo, lubię gejów, lubię fajne kluby z dobrą muzyką. Nie lubię dyskusji o katolikach (kochani ateiści, dlaczego jesteście żałośni?), nie lubię badziewnej muzyki z radia, nie lubię papierosów, palaczy i miejsc dla nich przeznaczonych. Nie lubię też, kiedy od progu wita się mnie słowami "Cześć katolickie dziecko".
Kolejna rzecz postanowiona: do klubów tylko ze swoim towarzystwem, żadna zbieranina byle kogo, no i kurwa ludzie przestańcie palić! Koniec, amen.

Nananananana, a to parę zdjęć!!! PICTURE TIME EMIT ERUTCIP! 

To ja zaraz po zakończeniu przygotowań - grzywka z "Aniołków Charliego" ;D 
To moje piękne, piękne dziewczęta. Przepraszam za wstępny gnój. 
Stare, Dobre, och jak Dobre! Małżeństwo, czyli Perpuś Lingwistka i Artur Historyk bóg tańca
. JCM Perpetua w chwili spoczynku.

Ekipa w liczbie sześć. Łeeee kurna, to jak z szóstki w pracy!!! A, nie... mamy nadmiar płci pięknej.
Jedno z wielu podwiązkowych zdjęć :) Tradycji stało się zadość.

I własnie tak... jest już pół do piątej rano... ja tam byłam, herbatę piłam, zmarzłam i było fajno.
Serio. Powtórzyłabym. Tylko nie dziś, nie jutro, ani nawet nie za tydzień. Muszę odespać.

Tadaaaam!

1 komentarz:

  1. Widać, że zabawa była przednia i bardzo dobrze, zazdraszczam (: Wyglądaliście prześlicznie, a ty mój mężu zwłaszcza, żałuję, że nie mogłam być z Wami, ale z Twojej relacji blogowej i słownej, wyniosłam moc pozytywnych wrażeń i chwil, do których będziesz mogła wracać (:

    OdpowiedzUsuń