poniedziałek, 23 września 2013

Anime impressions, act II - Free!

Recenzowania ciąg dalszy :)

Na wstępie pozwolę sobie zaznaczyć, że Free! to sezonowa nowość, która nie doczekała się jeszcze premiery ostatniego odcinka, ale jest to równocześnie jedna z tych serii, których finał jest tak samo oczywisty jak cała fabuła, więc mimo, iż dziś skończyłam odcinek 11 (z dwunastu), czuję, że mam prawo wystawić odpowiednie noty ;)


Free! to chyba najładniejsze dziecko Kyoto Animation [Air, Suzumiya Haruhi no Yuuutsu, K-ON! i inne takie]. Owa śliczność nie przekłada się co prawda na fabułę czy w ogóle pomysł, ale to wciąż lepsze od czwórki idiotek udających zespół muzyczny z K-ON!. Powiem więcej: czas spędzony w towarzystwie pluskających się biszów oceniam na spożytkowany lepiej niż ten, który poświęciłam niektórym seriom uchodzącym za Ambitne&Głębokie™ (jak na przykład Darker than black, które to wymęczyłam nie tak dawno temu). Milknę jednak, bo rozumiem, że dzieł A&G™ nie godzi się porównywać z przygodami nastolatków w majtasach.

Ad rem: na dobry początek poznajemy czwórkę ślicznych, zdolnych chłopców uczęszczających do szkoły podstawowej, gdzie tworzą nie tylko zgraną paczkę przyjaciół, ale także klub pływacki. Dalsza historia będzie zataczała kręgi wokół jednego z nich - cierpiącego na niezdiagnozowany zespół Aspergera (autyzm, poziom medium) Nanasego Haruki. Dowiemy się więc, że już jako gołowąs odznaczał się niespotykanym talentem pływackim, maniakalną miłością do wody jako żywiołu oraz, że zaprzyjaźnił się z nowym uczniem podstawówki - Rinem Matsuoką. Potem miały nastąpić pewne Traumatyczne Wydarzenia, wobec których Haruka nie był w stanie kontynuować swej mokrej kariery w gimnazjum. Sytuacja zmienia się w szkole średniej, gdy panowie ze starej paczki - Hazuki Nagisa i mój osobisty ulubieniec Tachibana Makoto, stawiają wszystko na jedną kartę i dokładają wszelkich starań, by wznowić działalność klubu pływackiego liceum Iwatobi. 

Brzmi perfidnie znajomo? Cóż, Free! zbudowane jest wedle podobnej receptury co K-ON! i wiele innych szkolnych komedii, z tą jednak różnicą, że... dobrze się przy tym broni i jest absolutnie urocze. Bohaterowie (ci wspomniani już przeze mnie, jak i ci, którzy pojawiają się później) zbudowani są co prawda według wszystkim znanych schematów - mamy więc aspergerowca (czy jak kto woli: milczka) o wybitnym talencie, słodziutkiego pocieszacza, kochanego starszego braciszka, rywala z przykrą historią, przeintelektualizowanego okularnika, milusią nauczycielkę... Co więcej, nie są to parodie tych osobowości (jak na przykład w Ouran High School Host Club) ale postaci stworzone w dziewięćdziesięciu procentach na serio. Na całe szczęście nie przeszkadza to w zapałaniu do nich sympatią - przynajmniej dopóty, dopóki ma się do nich odpowiedni dystans. 
Jeszcze prostsza od charakterów postaci jest fabuła - i tu kolejne zaskoczenie dla mnie samej - urzekająca jednakże w swych szczegółach. Co tu dużo gadać, brak tu szalonego, absurdalnego humoru, ironicznego podejścia wobec codziennych spraw, brak intryg i suspensu. Za to dostajemy ogromną dawkę ciepła, szczerości i, balansujące co prawda na granicy pretensjonalności lecz wciąż przyjemne, okruchy życia. Humor serii jest subtelny, niewymuszony. Jedni roześmieją się do rozpuku, w innych pozostanie "wewnętrzny uśmiech", jakby to ujął Makoto, jeszcze inni po prostu się do niego nie przekonają i tytuł porzucą. Rzekłabym, iż jest to seans nieobowiązkowy, ale wielce przyjemny, przynajmniej dla pewnego grona odbiorców.

Właśnie, dla kogo tak naprawdę jest ta seria? Teoretycznie dla młodych panien (no, tych trochę starszych też, czego jestem żywym i naocznym przykładem), które cieszą się na widok pięknie wyrzeźbionych męskich ciał. Fakt, Free! można odebrać jako jeden duży fanserwis - każdy odcinek to przynajmniej cztery gołe klaty w blasku promieni słońca, tańczących na nieruchomej tafli basenu z chlorowaną wodą... I bardzo dobrze! Twórcy świetnie zabawili się konwencją, świadomie balansując między kiczem a szczerą chęcią zareklamowania jakże wspaniałej dyscypliny sportowej jaką jest pływanie. Ponadto muszę pochwalić twórców za to, że wbrew wszelkim plotkom, pozorom i kalumniom, Free! NIE zawiera żadnych podtekstów homoseksualnych czy seksualnych w ogóle. Częściowa nagość, wymuszona przez fabułę, nie staje się więc niesmaczna czy żenująca, nie męczy swą frekwencją. Może dlatego seria doczekała się fanów również po męskiej stronie barykady, przyciągając atutami innymi niż sama estetyka. Atutami takimi, jak względnie naturalne zachowania chłopaków (poza naszym aspergerowcem), przy czym postać Ryuugazakiego (okularnik) zdecydowanie wybija się na prowadzenie. Jakby on schematyczny w swym okularnictwie nie był, tak jego reakcje co rusz zadziwiały mnie swym przekonywującym realizmem (a tego się po takiej serii już  w ogóle nie spodziewałam). Poza tym, wreszcie dostaliśmy anime o męskiej przyjaźni. Nie o homomiłości, nie o pełnych podtekstów relacjach, ale o najzwyklejszej, ale i przez to najwspanialszej przyjaźni.
o, a o tej pani nic nie wspomniałam - Gou Matsuoka, postać żeńska, wyjątkowo mało denerwująca :)

Także co tu dużo gadać, jeśli chcecie arcydzieła, to nawet na Free! nie zerkajcie, bo ta seria absolutnie nim nie jest (choć od strony technicznej jest cudownie). Jeżeli chcecie komedii, jakiej jeszcze nie było, też dajcie sobie spokój. Jeżeli natomiast możecie poświęcić trochę czasu na niezobowiązującą, miłą rozrywkę, nie macie nic przeciwko bandzie biszy urzędujacych na ekranie i trafiają do was przyjemne, ciepłe historyjki o przyjaźni - mogę śmiało polecić seans.

Muzyka: 5/10 [czego tu się wielce spodziewać?]
Postaci: 6,5/10 [schematyczne, ale sympatyczne ;)]
Fabuła: 5/10 [jak wyżej]
Grafika: 9/10 [jest przepięknie!] 

Ogólnie: Bardzo mocne 6/10

besos!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz